czwartek, 19 lutego 2015

Hi klein, I’m your father and I love you. We both love you…

              Kawa w kubku już dawno wystygła. Wpatruję się w brązowy napój na dnie naczynia, jakbym miała nadzieję na to, że pod wpływem mojego wzroku znów stanie się gorący. Za oknem dobijająca szarość.  To miejsce, pora roku i pogoda sprawiają, że człowiek sam ma ochotę dobić sobie deskę do trumny. Łapię się na tym, że znów o nim myślę. Znów i znów. Cichy głos w mojej głowie wylicza za co go kocham. I mimo, że wiem, że kocha się pomimo, nie potrafię oprzeć się wrażeniu, że jego pomimo zwyczajnie nie istnieje. Za to na każdym kroku natykam się na za. Za uśmiech. Za delikatność. Za spokój. Za cierpliwość. Za oczy. Za dłonie. Za muzykę. Za pokazanie świata. Za dobroć, czystą bezgraniczną dobroć. Za mój uśmiech po przebudzeniu. Za wrażliwość, którą buduje we mnie. Za rozczulenie na widok mężczyzny z gitarą. Rozczulenie na widok muzyki. Za każdą nanosekundę, którą mnie obdarował. Za spełnienie kolejnego marzenia.
Piliśmy tą kawę wspólnie, ot tak po prostu, jakby to była najzwyklejsza kawa świata. Nie ta wybrana, właśnie w tej kawiarni, w tym, a nie innym mieście. Piliśmy, a on uśmiechał się oczami. Bo tylko oczy mogą uśmiechać się najpiękniej. I wtedy właśnie uświadomiłam sobie, że być zakochanym to za mało.
     Kocham go za to maleństwo w moim brzuchu, które mi podarował. I za to, że czuję się najbezpieczniej na świecie. Ja i moje, nasze, dziecko.

                   Hi klein, I’m your mom and I love you. We both love you…

M.

3 komentarze:

  1. No cóż... Prawdziwy brat swojego brata. Nic dodać, nic ująć. Hey, my name is Sarah and I love you...

    OdpowiedzUsuń
  2. To wszystko chyba zostaje w rodzinie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na to wygląda... Oficjalnie mogę zostać wróżką, nicht wahr? ;))

      Usuń