Znajduję go na podłodze
pracowni. Nigdy wcześniej tu nie byłam i wiem, że on też tu rzadko zagląda.
Czyta książkę. Siadam obok i pytam, co robi. Nie rozumie tej książki. Wiem to
przecież. Kiedy podnosi wzrok widzę morze smutku. Wiem, że to moja wina.
Krzywdzę go. Zabieram mu książkę i siadam na jego kolanach. Przytulam się.
Zaciska dłonie w mojej talii. Szeptem dziękuję mu za obecność. Nasza
wdzięczność przeplata się ze sobą. Czuję pod powiekami łzy. Wiem, że już tego
nie zatrzymam. Nie mija minuta, gdy płaczę histerycznie i bez oddechu. Nie
czuję jego bezradności. Tylko zrozumienie i spokój. Buja mną delikatnie,
czekając aż najgorsze minie. Kiedy bezradnie łapię powietrze niczym ryba
wyciągnięta na brzeg, on podnosi się ze mną w ramionach. Kładzie mnie na swoim
łóżku. Jego opuszki palców przenikają moje włosy. Czuję pustkę i wypełnienie
jednocześnie.
-Zagraj coś dla
mnie. – proszę cicho, splatając nasze palce ze sobą. Uśmiecha się i idzie
po gitarę. Po chwili słyszę melodię mojej ulubionej piosenki i jego stłumiony
głos niemalże szepczący słowa. I wiem, że ta piosenka już nigdy później nie
będzie taka sama.
*Tokio Hotel - Rette mich
M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz