Minął
ponad rok. Zasypiam i budzę się w innym łóżku, jednak wciąż
tak samo odległym od jego łóżka. Przed oczami mam rozmazane
obrazy, jego uśmiech, spocone włosy, jego wzrok na mojej twarzy
albo tylko omamy, że to miało miejsce. Rok.
Nie
widziałam cię już od miesiąca.
I nic.
Jestem może bledsza,
trochę śpiąca
trochę bardziej milcząca
lecz widać można żyć bez powietrza.
I nic.
Jestem może bledsza,
trochę śpiąca
trochę bardziej milcząca
lecz widać można żyć bez powietrza.
Nie
ma go od kilku dni. Ostatnie obrazy wiszą w mojej głowie,
nieumiejętnie starając się znaleźć ujście. Z naszego balkonu
widzę ocean i wielką plażę. Jest około czwartej nad ranem,
jednak słońce już nieśmiało wisi na niebie. Powietrze jest
ciepłe, ale pachnie świeżością. Można wyczuć już w zapachu,
że za kilka godzin po raz kolejny będziemy naturalnymi rybami w
smażalni jak te przy wejściu nr 8 na plażę nad polskim Bałtykiem.
Przymykam oczy, gdy staje za mną i całuje moje ramię. Czuję chłód
jego skóry, co oznacza że przed chwilą wyszedł spod prysznica.
Otula mnie swoimi ramionami i odgarnia włosy z karku. Stoję
owinięta samym prześcieradłem, które przed kilkunastoma minutami
służyło nam za posłanie na podłodze. Uśmiecham się rozbawiona,
zastanawiając się dlaczego nie wybraliśmy ogromnego łóżka,
które oferuje nam tutejszy hotel.
-Przestraszyłem
się, że zniknęłaś. - szepcze do mojej szyi i odsuwa się, aby
odpalić papierosa. Odwracam się i lustruję jego twarz.
-Gdzie
byłeś? - pytam nagle, chociaż odpowiedź wydaje się tak bardzo
oczywista. Zdziwiony podnosi brew i ręką wskazuje drzwi łazienki.
Potrząsam głową i precyzuję pytanie.
-Źle
sypiałem, mamy tyle pracy ostatnio, wiesz, że terminy nam się
jawią jako potwory z szafy. - wzrusza ramionami i siada na krześle.
Po chwili namysłu przyciąga mnie na swoje kolana i naiwnie
wydmuchuje dym w drugą stronę jakby to miało zmniejszyć ryzyko
zagrożenia. Przesuwam palcami po jego policzku i wpatruję się w
ciemne oczy, które pomimo ekstremalnie wczesnej pory wydają się
być rozbudzone i uśmiechają się szeroko.
Uśmiechasz
się oczami. Mimowolnie
przypomina mi się tekst znany mi z liceum, gdy z przyjaciółką nie
mogłyśmy oprzeć się wrażeniu, że chłopak, w którym solidarnie
i po cichu podkochiwałyśmy się, miał uśmiech w oczach.
-Jesteś
tu gdy mnie nie ma? - pytam, kładąc głowę na jego ramieniu.
Czuję, że na chwilę zastyga, aby po sekundzie czule objąć moje
plecy.
-Tak.
Znaczy mogę być. Nie bywam tu. Nie ma mnie w domu. To jest w ogóle
jeszcze nasz dom, Em?
Pytanie
zawisa w powietrzu i żadne z nas nie próbuje podjąć się
odpowiedzi.
Dom jest tam, gdzie jesteście Wy. Pytanie brzmi, czy Wy jeszcze jesteście...
OdpowiedzUsuń/poruszasz mnie za każdym razem, za każdym słowem. lubię tu wracać.
Dziękuję, nie sądziłam, że ktoś czyta tego bloga. Dom jest w pewnym miejscu, ale nas tam nie ma. Są za to szalenie różne miejsca na ziemi, w których bywamy.
Usuńzawsze można ograniczyć się do tych jednych ramion... :)
Te jedne ramiona mogą być właśnie domem.
OdpowiedzUsuń