środa, 30 marca 2016

Let's do it again...

Minął ponad rok. Zasypiam i budzę się w innym łóżku, jednak wciąż tak samo odległym od jego łóżka. Przed oczami mam rozmazane obrazy, jego uśmiech, spocone włosy, jego wzrok na mojej twarzy albo tylko omamy, że to miało miejsce. Rok.

Nie widziałam cię już od miesiąca.
I nic.
Jestem może bledsza,
trochę śpiąca
trochę bardziej milcząca
lecz widać można żyć bez powietrza.


Nie ma go od kilku dni. Ostatnie obrazy wiszą w mojej głowie, nieumiejętnie starając się znaleźć ujście. Z naszego balkonu widzę ocean i wielką plażę. Jest około czwartej nad ranem, jednak słońce już nieśmiało wisi na niebie. Powietrze jest ciepłe, ale pachnie świeżością. Można wyczuć już w zapachu, że za kilka godzin po raz kolejny będziemy naturalnymi rybami w smażalni jak te przy wejściu nr 8 na plażę nad polskim Bałtykiem. Przymykam oczy, gdy staje za mną i całuje moje ramię. Czuję chłód jego skóry, co oznacza że przed chwilą wyszedł spod prysznica. Otula mnie swoimi ramionami i odgarnia włosy z karku. Stoję owinięta samym prześcieradłem, które przed kilkunastoma minutami służyło nam za posłanie na podłodze. Uśmiecham się rozbawiona, zastanawiając się dlaczego nie wybraliśmy ogromnego łóżka, które oferuje nam tutejszy hotel.
-Przestraszyłem się, że zniknęłaś. - szepcze do mojej szyi i odsuwa się, aby odpalić papierosa. Odwracam się i lustruję jego twarz.
-Gdzie byłeś? - pytam nagle, chociaż odpowiedź wydaje się tak bardzo oczywista. Zdziwiony podnosi brew i ręką wskazuje drzwi łazienki. Potrząsam głową i precyzuję pytanie.
-Źle sypiałem, mamy tyle pracy ostatnio, wiesz, że terminy nam się jawią jako potwory z szafy. - wzrusza ramionami i siada na krześle. Po chwili namysłu przyciąga mnie na swoje kolana i naiwnie wydmuchuje dym w drugą stronę jakby to miało zmniejszyć ryzyko zagrożenia. Przesuwam palcami po jego policzku i wpatruję się w ciemne oczy, które pomimo ekstremalnie wczesnej pory wydają się być rozbudzone i uśmiechają się szeroko.
Uśmiechasz się oczami. Mimowolnie przypomina mi się tekst znany mi z liceum, gdy z przyjaciółką nie mogłyśmy oprzeć się wrażeniu, że chłopak, w którym solidarnie i po cichu podkochiwałyśmy się, miał uśmiech w oczach.
-Jesteś tu gdy mnie nie ma? - pytam, kładąc głowę na jego ramieniu. Czuję, że na chwilę zastyga, aby po sekundzie czule objąć moje plecy.
-Tak. Znaczy mogę być. Nie bywam tu. Nie ma mnie w domu. To jest w ogóle jeszcze nasz dom, Em?

Pytanie zawisa w powietrzu i żadne z nas nie próbuje podjąć się odpowiedzi.

3 komentarze:

  1. Dom jest tam, gdzie jesteście Wy. Pytanie brzmi, czy Wy jeszcze jesteście...


    /poruszasz mnie za każdym razem, za każdym słowem. lubię tu wracać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, nie sądziłam, że ktoś czyta tego bloga. Dom jest w pewnym miejscu, ale nas tam nie ma. Są za to szalenie różne miejsca na ziemi, w których bywamy.
      zawsze można ograniczyć się do tych jednych ramion... :)

      Usuń
  2. Te jedne ramiona mogą być właśnie domem.

    OdpowiedzUsuń