Znowu
tu jesteśmy. W absurdalnie nieistniejącym miejscu. Kolejnym gdzieś
na mapie świata. Prawdziwie nieprawdziwym. Doznania są jak w
rzeczywistości, ale to tylko nasza głowa. Jego, moja, co za
różnica. Jesteśmy. On trochę za mocno zaciska palce na moich
ramionach, ale to nic. Lubię czuć jego siłę i mieć znaki na
skórze. Później są dowodem na to, że nie zwariowałam. Albo że
zwariowałam. W każdym razie są, a ja nie umiem wytłumaczyć ich
racjonalnie. Wciska palce w moją skórę, czuję ból, ale pozwalam
mu na to. Znowu zatracamy się w naszym świecie. Zatracamy w sobie,
pogłębiamy irracjonalność, wchodzimy w to, zadając ból
najbliższym nawet jeśli o tym nie wiedzą. Ranimy ich i siebie i
nie potrafimy wyplątać się z naszej toksyczności. Na własne
życzenie pakujemy się w miłość, która niszczy wszystko dookoła
z nami na czele. Nasz mały świat. Nie ma w nim nikogo. Nikt nas nie
widzi, nie słyszy, jesteśmy we dwoje, jakby ukrywając się przed
wszystkimi konsekwencjami, które już dawno mamy wypisane na twarzy.
Wirujemy w tym i nie umiemy się uwolnić od siebie. Najbliżsi sobie
i najodleglejsi niczym wschód i zachód. Zniszczeni, kochający do
bólu, niewierzący i nie mający nadziei. Łapiemy siebie, bo to
pozwala zachować strzępki siebie. Uciekamy przed każdym, chcąc
ukryć nasze szaleństwo. Tylko my. Czuję jak drży. Dziś jest źle.
Przyciskam go mocniej, gdy zaczyna łkać w moje ramię. Jego
ostatnie zdanie jak echo obija się w mojej głowie, wydrapując
dziurę na mózgu.
-R.
jest w ciąży. - słyszę w kółko jak zaciętą płytę w starym
odtwarzaczu. Nie wiem ile mija zanim odzywam się cicho. Kilka minut,
kilkanaście?
-To
dobrze. -zaczynam łagodnie, chcąc go pocieszyć. - Chciałeś
przecież dziecko. - kontynuuję, a on odskakuje ode mnie jak
oparzony.
-Ale
nie z nią! - wykrzykuje z oburzeniem i ponownie wraca w moje wyciągnięte ramiona. Łka jak niemowlę, gdy głaszczę jego
przydługie włosy.
-To
nieważne Tommy – zdrabniam pieszczotliwie jego imię – To będzie
twoje maleństwo. Sam mówiłeś, że kiedyś będą w naszym życiu
prawdziwe dzieci. - wypowiadam cicho, chociaż słowa zasychają mi w
gardle. Przypominam sobie, gdy kilka nocy wcześniej wyszeptał mi to
zdanie w łóżku i gdy uśmiechnęłam się krzywo na samą myśl o
tym.
-Mówiłem
o tobie. Poza tym kłamałem, Sami jest prawdziwy. - szepcze w moją
szyję. Przymykam oczy i przywieram całą sobą do niego.
Jeszcze
będzie jak kiedyś. Jeszcze będzie normalnie.
A
Sami w końcu do nas wróci...
Dlaczego mam nóż w piersi?
OdpowiedzUsuńKiedyś powiedziałaś mi, że nie mogłaś wytrzymać, bo jestem częścią rodziny, bo nie da się mnie od tego oddzielić. Zabawne, a może okrutne, ale... Ty też jesteś, czy Ci się to podoba czy nie. Bez względu na wszystkie zaprzeczenia tego świata. Mówiłam Ci kiedyś, że nie ma powrotu. Twój bilet na jego nazwisko był opłacony tylko w jedną stronę. Przepraszam, że Ci go wręczyłam.
chyba obie żyjemy z nożem w sercu. Nie przepraszaj, bilet wciąż ma datę ważności zatwierdzaną przez samego zainteresowanego.
OdpowiedzUsuńP.S. Brakuje mi Ciebie, a on już nie ma cierpliwości, aby tego słuchać..