niedziela, 5 czerwca 2016

I escape into the city lights

Lubię cię. Lubię twoją twarz, twój wyraz oczu. Lubię twój uśmiech, twoje dłonie i żyły. Lubię twój głos i śmiech. Lubię twoje poczucie humoru, lubię twoją namiętność, pragmatyczny umysł, twój profesjonalizm i sposób w jaki patrzysz na nasze dziecko. Lubię cię całego.
Nie lubię tylko twojej nieobecności.


Na zewnątrz 27 stopni, kawa jak zawsze o tej porze smakuje idealnie. Szkoda pogody na naukę, na sprzątanie, na siedzenie w domu. Można zanurzać się w czyjejś nieobecności lub uparcie próbować iść do przodu. Jestem pomiędzy. Progres idzie nieudolnie, potykam się o muzykę i tęsknotę. Nie odseparowuję się tak jak wcześniej. Słucham radia, obserwuję te same konta, znajduję zdjęcia, a chodząc po mieście zastanawiam się czy w tym miejscu też bywałeś. Musiałeś, prawda? Kilka lat w jednym położeniu zobowiązuje do bywania w różnych miejscówkach. Nawet w twojej sytuacji.
Poznawanie ludzi, spotykanie się z nimi, śmiech sprzyjają regeneracji. Jak po przeszczepie narządu trzeba przynajmniej raz dziennie wstać, ja wstaję po zabraniu mi ciebie. Nikt nie przeszczepił tej wyrwy, ale zapcham tą dziurę watą z nadzieją, że któregoś dnia będziesz chciał ją wyciągnąć i wrócić na swoje miejsce, chociaż ono nigdy prawdziwie nie mogło być twoje..


Zanurzam się w nieobecności i niepamięci. Idzie mi dobrze, chociaż pisanie stało się uderzaniem gołą dłonią o ścianę.

You said it's okay
I said I'm happy
Come love me like you love me
Just one more time

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz